- To już trzeci raz, jak urodziny spędzam w Szczecinie. Fakt, że wcześniej nie jako mistrz świata - mówił Kamil Stoch tuż po meczu gwiazd w hali SDS. Wcześniej usłyszał "Sto lat" śpiewane przez blisko 1000 osób.
Kamil był największą - choć wzrostem daleko mu do siatkarzy wielkoludów - gwiazdą meczu charytatywnego wieńczącego doroczną akcję "Siatkarze dla hospicjum". To czwarty mecz gwiazd, a trzeci, w którym poza gwiazdami siatkówki grają także reprezentanci Polski w skokach narciarskich.
Utytułowani, ale skromni
- Przyjeżdżają tu z roku na rok coraz bardziej utytułowani, ale nadal skromni i sympatyczni. Sukcesy kompletnie ich nie zmieniają. Są wspaniali - komplementuje skoczków Daniel Pliński, wielokrotny reprezentant Polski, środkowy bloku bełchatowskiej Skry.
Pliński tryskał humorem jak nikt inny. Talent do bawienia publiczności pokazał już przed rokiem. A to wbiegł na parkiet przebrany a la Blues Brothers, a to wziął "na barana" Dawida Kubackiego, który zbił piłkę z krótkiej, zdobywając punkt. Innym razem ni stąd, ni zowąd pojawił się na trybunach i z korony widowni zaczął serwować piłki, a przerwy między serwami wypełniał rozdawaniem autografów i pozowaniem do dziesiątek zdjęć z fanami.
Sympatię Pliński zaskarbił sobie nie mniejszą niż grający z nim w drużynie Maciej Kot, który żadnej piłki nie traktuje ulgowo i słusznie od trzech lat w Szczecinie jest określany najlepszym siatkarzem wśród skoczków. - Czy skaczę, czy gram w siatkówkę, zawsze staram się to robić na 100 procent. Już taki jestem - wyjaśnia.
- Ogromnie imponują mi zwinnością i skocznością - docenia skoczków Pliński.
Mecz pełen niespodzianek
Mecz, w którym uczestnicy byli podzieleni na drużyny o nazwach "Gwiazdy" i "Stars", już w połowie drugiego seta wyrwał się spod kontroli i kanonów siatkówki. A to zespołowi potrzeba było więcej niż trzech odbić na rozegranie akcji, a to na boisku pojawiało się 12 zamiast sześciu zawodników. Bywało, że do gry została desygnowana fotoreporterka, która przy boisku czyhała na ciekawe ujęcia, lub wjeżdżał na wózku jeden z podopiecznych hospicjum.
Im bardziej nietypowa sytuacja, tym większe brawa od kibiców.
- Czuje się z roku na rok rosnące porozumienie między nami a widzami. My też lepiej znamy się z siatkarzami, dlatego z każdą edycją zabawa jest fajniejsza - mówi obchodzący 26. urodziny Stoch. - To już moje trzecie urodziny spędzane w Szczecinie. Mam nadzieję, że rodzina mi nie ma tego za złe. Cieszę się, że tu przyjeżdżam.
Pliński był drugi raz. - Rok temu po meczu powiedziałem, że wrócę. I jestem. Za rok też będę, jak mnie organizatorzy zaproszą. Jak nie zaproszą, też przyjadę! Będę się pchał oknami i drzwiami - zapewnia.
Skoczkowie: Wiemy, że mamy tu być
Pliński, Stoch, Izabela Bełcik po południu gościli w domach podopiecznych hospicjum. - Poznałem dwójkę wspaniałych dzieciaków. To było cudowne spotkanie. Początkowo dzieci były spięte, ale potem one nadawały ton rozmowie - relacjonuje Pliński.
Po meczu wszyscy uczestnicy oprócz pamiątkowych statuetek otrzymali oprawione w ramki obrazki namalowane przez dzieci z hospicjum. - Będzie wisiał na ważnym miejscu u mnie w domu i przypominał mi, że tu byłem i że mam wrócić na kolejne mecze - mówi Pliński.
Skoczkowie też obiecują, że - póki fundacja hospicjum będzie mecze organizowała - oni będą przyjeżdżali. - Zaproszenie to tylko formalność. My wiemy, że mamy tu być. Wsiadamy całą ekipą w busa i jedziemy do Szczecina - śmieje się Stoch.
Za rok w nowej hali?
W ubiegłym roku hospicjum dzięki akcji zarobiło 130 tys. zł. Na tegoroczne podsumowanie przyjdzie jeszcze czas. Bilety na mecz gwiazd rozeszły się w ciągu dwóch godzin. Dlatego organizatorzy z utęsknieniem czekają na nową miejską halę, która pomieści więcej widzów. Na aukcje na rzecz hospicjum sportowcy przekazali 60 swoich gadżetów: koszulek, piłek, medali, akcesoriów narciarskich.
źródło: gazeta.pl